sobota, 30 grudnia 2017

Grudniowe potwierdzenie tendencji ligowo-euroligowych

Koszykarki Wisły CanPack Kraków są samodzielnym liderem Basket Ligi Kobiet na półmetku fazy zasadniczej. Po falstarcie na inaugurację zwyciężyły w jedenastu kolejnych spotkaniach. Zupełnie odwrotnie wygląda sytuacja w Eurolidze - tam bilans 1-8 nie daje im zbyt dużych szans na 6. miejsce w grupie, gwarantujące udział w ćwierćfinale Pucharu FIBA (EuroCup).

fot. Marcin Pirga / wislacanpack.pl


Tydzień przed Wigilią, w ostatniej ligowej kolejce rozgrywanej w 2017 roku team spod Wawelu pokonał nie byle kogo, bo broniącą mistrzowskiego tytułu Ślęzę Wrocław. Mino że ekipa Arkadiusza Rusina nie jest może tak efektywna w swoich poczynaniach, jak w minionym sezonie i widać, że niektóre ruchy kadrowe nie okazały się trafne, to bez wątpienia będzie się liczyć w walce o medale. Do tego meczu, po triumfie w Bydgoszczy, przystępowała z bilansem 9-2 (jedyna wpadka to domowa porażka z Pszczółką Polski-Cukier AZS-UMCS Lublin), a trzeba zauważyć, że w Pucharze FIBA wygrała wszystkie sześć gier. W hali przy ul. Reymonta doszło więc do ciekawej i prestiżowej konfrontacji, jednak wyższość gospodyń od początku do końca nie podlegała większej dyskusji. Można z pełnym przekonaniem stwierdzić, że tego popołudnia wiślaczki pokazały kawał bardzo dobrego basketu, wykorzystując swoje atuty i niwelując zagrożenie ze strony rywalek. Owszem, były momenty nieco słabsze, lecz te są nieuniknione w ciągu 40 minut. Ważne, że znów udowodniły w czym tkwi sekret ich świetnej postawy na krajowych parkietach. - Dziewczyny ciężko pracują, dobrze bronimy jako zespół, dzielimy się piłką, jest pozytywna atmosfera. Na początku sezonu powiedzieliśmy sobie, że nie mamy tak mocnego składu, jaki był tutaj w poprzednich latach, ale mamy dobre zawodniczki i jeżeli będziemy grać zespołowo, będziemy walczyć, to możemy coś zdziałać. To jedyna droga, bo jeżeli przy tym składzie zaczęlibyśmy grać indywidualnie, to mielibyśmy spore problemy. Nawet jeśli jedna z dziewczyn zdobywa więcej punktów, to pozostałe jej w tym pomagają - w ten sposób trener Krzysztof Szewczyk w krótkiej pomeczowej rozmowie spróbował zdefiniować tę skądinąd imponującą serię. Szkoleniowiec zaznaczył, że obawiał się tej potyczki, z uwagi na pewne problemy zdrowotne swoich podopiecznych i szerszą rotację stosowaną przez przyjezdne.

Znakomity początek (9:0 po trzech minutach, 23:9 po pierwszej kwarcie), u którego podstaw leżała twarda defensywa i przemyślana gra w ataku, dał teamowi spod Wawelu spory handicap. Jednak znając nieustępliwość wrocławianek, spodziewano się, że to jeszcze nie koniec emocji. Potwierdziła to druga kwarta, po której różnica zmalała do 8 pkt. W trzeciej ćwiartce krakowianki znów powiększyły przewagę - nawet do 18 pkt, aby w ostatnich minutach nieco spuścić z tonu. Tak czy inaczej, kontrolowały przebieg zawodów i bez problemów dowiozły zasłużone zwycięstwo - ostatecznie po końcowej syrenie tablica wyświetliła rezultat 74:65. Kogo wyróżnić? Bezcenną pracę w defensywie wykonała Magdalena Ziętara (widoczna na zdjęciu w szarży na kosz), która - co dla niej rzadkie - zanotowała też dwucyfrową (13) zdobycz punktową. W drugiej połowie uaktywniła się przeziębiona Leonor Rodriguez, która uzyskała najwięcej punktów (16). Swój wkład w sukces miały również dwie "overseas", czyli Maurita Reid (14 pkt, 7 asyst, 4 przechwyty) i Cheyenne Parker (13 pkt, 12 zbiórek).

Oczywiście, nie byłoby pierwszego miejsca, gdyby nie wcześniejsze wygrane. O większości z nich wspomniałem już wcześniej, opisując dokonania Wisły CanPack kilka tygodni temu. Po przerwie na eliminacje Mistrzostw Europy aktualne wicemistrzynie Polski jako pierwsze w tych rozgrywkach zdobyły halę w Gorzowie Wlkp. Drużyna Dariusza Maciejewskiego nie jest tak groźna, jak w sezonie 2016/2017, ale wciąż o powrót stamtąd w dobrych humorach jest dość ciężko. Dlatego zwycięstwo 64:56, po raczej niezbyt efektownej grze, musiało cieszyć. Tydzień później koszykarki z Białą Gwiazdą na koszulkach przejechały się jak walec po aspirującej (jeszcze wówczas, bo teraz już do tego coraz dalej) do udziału w play-off ekipie JAS-FBG Zagłębie Sosnowiec. Wynik 79:44 mówi praktycznie wszystko o tym starciu.

W pierwszy weekend grudnia wiślaczki pojechały do Bydgoszczy, gdzie musiały stawić czoła niepokonanemu dotąd Artego. Podobnie jak przeciwko Ślęzie, zanotowały mocne otwarcie (24:12 po pierwszej ćwiartce), potem rywalki nieco odrobiły, a nawet na chwilę wyszły na prowadzenie i przed ostatnią kwartą był remis. Chwilę później Tamara Radočaj, będąca jedną z głównych autorek sukcesu (ogółem 15 pkt) dwukrotnie celnie przymierzyła zza linii 675 cm, a gdy trafieniem z tej odległości popisały się Reid i najlepsza na boisku Parker (21 pkt i 10 zb.), przewaga skoncentrowanych w obronie przyjezdnych wyniosła 10 pkt. Ten dystans zachowały w końcówce, ostatecznie triumfując 78:67. Wisła odniosła zatem trzynastą kolejną wygraną w Bydgoszczy. To skądinąd niesamowita passa, biorąc pod uwagę, że zespół znad Brdy od kilku sezonów zalicza się do ścisłej czołówki ligi, dwukrotnie grając w finale. Co ciekawe, obecnie barw drużyny ze stolicy Małopolski bronią trzy zawodniczki jeszcze w poprzednim sezonie występujące w Artego, za to w Bydgoszczy grają Justyna Żurowska-Cegielska, Agnieszka Szott-Hejmej i DeNesha Stallworth, w ostatnich latach broniące barw krakowskiego klubu. Nawet ta zamiana "wygranych" na "przegrane" nie zmieniła tej tendencji.
fot. Krzysztof Porębski / fotoporebski.pl

Wracając do serbskiej rozgrywającej, to nie sposób nie ocenić pozytywnie tego transferu, o czym jest przekonany sam szkoleniowiec: - Tamara bardzo dobrze wprowadziła się do zespołu. Jesteśmy z niej niezwykle zadowoleni, ma dobry charakter do tego zespołu. Szukaliśmy właśnie typowej "jedynki", bo wiedzieliśmy, że Reid nie jest taką zawodniczką, często grywa jako rzucająca i na tej pozycji również będziemy chcieli ją wykorzystać. Do tej wypowiedzi trzeba dodać, że nie jest przypadkiem, iż Radočaj była w składzie reprezentacji Serbii na zwycięskim Eurobaskecie i rok później na "brązowych" Igrzyskach Olimpijskich. W ostatnich tygodniach jej doświadczenie i inteligencja już kilka razy okazały się niezwykle pomocne. Kibice zapamiętają ją z trafienia prawie z połowy boiska na koniec pierwszej kwarty euroligowego meczu z BLMA, czym skopiowała wyczyn Ziętary ze spotkania przeciwko Famili Schio.

10 grudnia bydgoszczanki przegrały u siebie także z wrocławiankami, wobec czego na półmetku są wiceliderem, z bilansem 10-2. Tuż za nimi plasują się właśnie obrończynie tytułu, a czwartą pozycję zajmuje CCC Polkowice, który po fatalnym starcie (1-4) odniósł siedem zwycięstw z rzędu. To właśnie w tym ostatnim zespole na ogół upatruje się najgroźniejszego konkurenta "Białej Gwiazdy" do sięgnięcia po złoto, a niektórzy nawet wyżej oceniają szanse zespołu z Zagłębia Miedziowego. Pytanie tylko, czy Georgios Dikeoulakos nie musi godzić aspiracji zbyt wielu indywidualności, a kolejne renomowane koszykarki jeszcze tam przyjadą.

Nie próżnuje też lider. Kiedy wydawało się, że po sprowadzeniu Katarzyny Suknarowskiej-Kaczor, czyli kolejnej po Reid i Radočaj "jedynki", na dodatek nie prezentującej poziomu upoważniającego do spędzania większej liczby minut na parkiecie, głównie pod kątem ligi pojawi się Polka na pozycje podkoszowe, tuż przed Świętami ogłoszono nazwisko zagranicznej zawodniczki. Farhiya Abdi jest dość dobrze znana bywalcom hali przy ul. Reymonta, gdyż w sezonie 2014/2015 występowała właśnie w Wiśle, prowadzonej wówczas przez Stefana Svitka. 25-letnia Szwedka podobno pół roku temu miała ponownie trafić do Krakowa, ale wybrała hiszpańską Perfumerias Avenida Salamanca, czyli... najbliższego rywala krakowianek w Eurolidze (już w środę, 3 stycznia). Ta nieszablonowa koszykarka powinna przydać się w drugiej części sezonu, jako typowa niska skrzydłowa odciążając grające nieco z konieczności na tej pozycji Rodriguez i Ziętarę.

Dwa słowa o Eurolidze. Wicemistrzynie Polski zdołały pokonać w tych rozgrywkach jedynie francuski BLMA - i to w dobrym stylu, różnicą 18 pkt. Ponadto od przerwy reprezentacyjnej dwukrotnie przegrały w Stambule (z Yakin Dogu bezdyskusyjnie, z Fenerbahce zaprezentowały się całkiem nieźle), a we własnej hali nie sprostały UMMC Jekaterynburg - te trzy kluby są zdecydowanie najsilniejsze kadrowo w grupie A. Natomiast najbardziej szkoda porażki w Orenburgu. Podobnie jak w Krakowie, Nadieżda była jak najbardziej w zasięgu, tylko, że wiślaczki nie umiały tego wykorzystać, spisując się wyraźnie słabiej niż 3 dni wcześniej w ligowej potyczce ze Ślęzą. Dwie porażki z tym skądinąd przeciętnym obecnie rywalem stawiają w cokolwiek niekorzystnym świetle perspektywę gry w ćwierćfinale Pucharu FIBA.

Co dalej? Terminarz rundy rewanżowej BLK wygląda na łatwiejszy, a przynajmniej mniej w nim trudnych wyjazdów. Dwie pierwsze kolejki w 2018 roku oznaczają raczej łatwe przeprawy, choć nikogo nie można lekceważyć. Poza tym warto, aby w następną sobotę zawodniczki trenera Szewczyka wzięły solidny rewanż na MKK Siedlce za jedyną dotąd porażkę. W trzeci weekend stycznia w Gdyni odbędzie się turniej finałowy Pucharu Polski. Z losowania wynika, że w półfinale krakowianki zmierzą się z gospodyniami (dla których ćwierćfinał powinien być formalnością). Obrona tego trofeum byłaby mile widziana, choć na pewno nie będzie to łatwe zadanie. No i Euroliga - porażka w środę z Salamanką już naprawdę mocno oddali nadzieję na 6. miejsce.

Będzie więc sporo się działo. Oby na krajowym podwórku odbywało się to z podobnym skutkiem, jak dotychczas i... może pojawi się jakaś miła niespodzianka w kontynentalnej rywalizacji.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz