czwartek, 9 lipca 2015

Długi i trudny sezon przed wiślaczkami

W ostatni weekend poznaliśmy rywalki koszykarek Wisły Can-Pack Kraków w fazie grupowej żeńskiej Euroligi. Szanse na awans do ćwierćfinału tych rozgrywek są znikome. Całe szczęście, że zmienia się regulamin w ten sposób, że 5. lub 6. miejsce w grupie pozwoli zagrać w ćwierćfinale Pucharu FIBA. Tylko czy wiślaczki podołają choćby temu zadaniu?
fot. Marcin Machalski / WislaLive.pl


ZVVZ USK Praga, UMMC Jekaterynburg, Nadieżda Orenburg i Agu Spor bez wątpienia przebijają pod względem sportowym i budżetowym pozostałe teamy w grupie B. W miarę wyrównaną walkę z dwiema ostatnimi drużynami nawiąże zapewne Tango Bourges, posiadające nieco słabszy potencjał niż w poprzednich latach. Z tego nie muszącego sprawdzić się w praktyce, lecz prawdopodobnego układu sił wynikałoby, iż wiślaczkom pozostanie niełatwy bój o szóstą lokatę z dwoma nowicjuszami w euroligowym gronie: mistrzem Hiszpanii - Spar Citylift Girona i mistrzem Belgii - Castors Braine.

Niestety, zmagania w Eurolidze podczas sezonu 2015/2016 raczej nie dostarczą kibicom mistrzyń Polski podobnych emocji, jak miało to miejsce dotychczas co roku. Najważniejszą przyczyną jest skład, będący pochodną niższego budżetu. Oprócz Cristiny Ouviny odeszły wszystkie zawodniczki zagraniczne. Nowe nabytki - poza podstawową reprezentantką Hiszpanii, Laurą Nicholls - nie rekompensują tych strat. Bodaj największe nieporozumienie to pojawienie się po pięciu latach w klubie przy ul. Reymonta 22 Kateriny Zohnovej. Czeszka nie zachwycała w sezonie 2009/2010, trudno zatem, aby spełniła oczekiwania na poziomie Euroligi po zaliczeniu w ciągu pięciu sezonów aż siedmiu zespołów, których nazwy - mówiąc delikatnie - nie budzą respektu wśród kibiców żeńskiego basketu. Niestety, wygląda to tak, jakby powrót trenującego wówczas krakowską ekipę Jose Ignacio Hernandeza i przypuszczalnie niewysokie wymagania finansowe już 31-letniej Zohnovej znacznie przyczyniły się do jej angażu. Amerykański duet również odstaje pod względem umiejętności od pary Vandersloot - Lavender. Yvonne Turner jest co najwyżej solidną rozgrywającą, natomiast Devereaux Peters raczej na pewno nie wypełni pod koszem luki po odejściu Jantel, a na dodatek trzeba trzymać kciuki, aby tej podatnej na urazy środkowej dopisywało zdrowie. Także wśród Polek - kolokwialnie mówiąc - szału nie ma. Po odejściu Skobel, ciężar gry na pozycjach 2-3 będą musiały udźwignąć Magdalena Ziętara i ciągle niegrająca niemal przez cały poprzedni sezon Agnieszka Szott-Hejmej. Wiele nie należy obiecywać sobie także po Małgorzacie Misiuk, która ma za sobą przeciętny rok w Enerdze Toruń, a na Mistrzostwach Europy grała bardzo mało. Zapewne zwłaszcza w ekstraklasie będzie zmienniczką Justyny Żurowskiej-Cegielskiej, ewentualnie Szott-Hejmej. Konieczne jest również spojrzenie na centymetry. W strefie podkoszowej team spod Wawelu jeszcze nie miał tak niskiego zestawienia - żadna zawodniczka nie ma 190 cm.

W takiej sytuacji, trzeba wierzyć, iż Hernandez po raz kolejny udowodni, jak bardzo dobrym jest fachowcem. W realiach, z jakimi przyjdzie mu się zmierzyć już za kilka tygodni, o podtrzymaniu tej reputacji można byłoby mówić w przypadku relatywnie bezproblemowego awansu do ćwierćfinału Pucharu FIBA i znalezienia się tam jak najwyżej, połączonego z wcześniejszym postraszeniem w pojedynczych meczach wyżej notowanych zespołów w grupie B Euroligi, a może nawet "wyrwaniem" choć jednej wygranej z nimi. Z kolei celem w Tauron Basket Lidze Kobiet jest bez wątpienia obrona mistrzowskiego tytułu. To zadanie będzie jednak znacząco bardziej skomplikowane niż w minionym sezonie nie tylko z uwagi na słabszy potencjał krakowianek. Konkurencja nie śpi - Artego Bydgoszcz i Ślęza Wrocław dokonały dość ciekawych zakupów, pewnie ostatniego słowa nie powiedziała jeszcze Energa, która zatrudniła niedawno wieloletniego selekcjonera reprezentacji Białorusi - Anatolija Bujalskiego. Co istotne, jedynie ekipa ze stolicy Małopolski będzie zaangażowana w pucharową rywalizację. Po raz pierwszy od ponad 10 lat w Eurolidze weźmie udział tylko jedna polska drużyna, zabrakło chętnych na start w rzekomo peryferyjnym Pucharze FIBA...

A jeśli ten zestaw personalny pod wodzą Jose zaliczy - odpukać! - jakieś znaczące wpadki? Jak to zwykle bywa, odpowiedzialny za taki stan rzeczy będzie w pierwszej kolejności trener, a nie - przepraszam za wyrażenie - materiał ludzki, jakim dysponował. Takie już są niepisane zasady zawodowego sportu. Chociaż oczywiście w każdym przypadku oceniający pracę szkoleniowców powinni brać pod uwagę tzw. czynniki obiektywne.

Cóż, nie chcę być złym prorokiem, lecz wydaje mi się, że dla koszykarek grających z Białą Gwiazdą na koszulkach rozpoczynający się we wrześniu sezon będzie długi i trudny, nie dający tyle radości (pomimo niepowodzeń w Eurolidze), co dwa poprzednie. Absolutnie nie jest to krytyka Hernandeza, którego bardzo cenię i szanuję za osiągnięcia, a raczej stwierdzenie faktów. Nawet jeśli obrończynie tytułu nie zanotują większych potknięć w lidze, to zapewne nie będzie temu towarzyszyć taka łatwość, a zarazem bezwzględność, jak za kadencji Stefana Svitka. Słowacki coach miał bowiem duży komfort, posiadając w zespole lepsze koszykarki, był też wyznawcą nieco innej filozofii basketu niż Hiszpan, który przedkłada efektywność nad efektownością.

Pisać można wiele, lecz i tak wszystko zweryfikuje boisko...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz